Złote myśli – 3.06.2021 r. – Boga można nawet zjeść!

Fragm. kazania ks. Proboszcza K. Andrzejewskiego z dnia 03.06.2021 r.:

Tajemnica Eucharystii – tak prosty znak, po to by niewyobrażalnie wielka Boża miłość nas dotknęła.

Przygotowanie do wejścia w tajemnicę Eucharystii wymaga zaangażowania siebie samego. Wtedy On – Jezus stanie się obecny w naszym życiu.

Słyszę czasem: „Nie chodzę na Msze Św. bo jej nie czuję.”
Eucharystia to spotkanie osobowe. Jeżeli chcę się z kimś spotkać, w wymiarze osobowym, personalnym, to nie po to by go poczuć, ale po to by z nim być. By będąc z nim, obdarowywać siebie nawzajem! Dlatego potrzebne jest nasze osobiste zaangażowanie. Jeśli chcemy mieć tylko odczucia, przeżywać emocje, ulegać pięknym obrazom, to ku temu służą inne instytucje jak np. muzeum. A tutaj jest żywy ON. Kiedy apostołowie wszystko przygotowali, byli zaangażowani, dopiero wtedy Jezus wziął chleb i wypowiedział to znamienne zdanie: „Bierzcie i jedzcie”. Pragnienie, z którym przychodzimy do Boga, to czasem głód naszych ludzkich pragnień, które chcielibyśmy by ON załatwił. I Jezus, by może też sprowokować, spełnia życzenia i z kilku chlebów i ryb karmi tłum ludzi, jak czytamy w Piśmie Św. Spełnia ich życzenia, ich pragnienia, te które oni mieli patrząc od naszej ludzkiej strony. I… następnego dnia przychodzą znowu. W międzyczasie rodzi się nawet w nich szaleńcza myśl, by obwołać Go królem, bo na wagę złota jest taki, który spełnia ich wszystkie życzenia, a jeśli potrzeba to nawet „z pustego naleje”. I Jezus ponownie spełnia ich ludzkie pragnienia. I problem… się nie rozwiązuje. Następnego dnia przychodzą znowu i wtedy Jezus zwraca ich uwagę, <zobaczcie przychodzicie do mnie i macie żądania, bym spełniał wasze zachcianki i przychodzicie po raz kolejny>. To Kochani, pokazuje że problem nie zostaje rozwiązany, ale… pragnienia pozostają, żądania pozostają i niezaspokojone aspiracje pozostają. Jezus im wypomina, <zobaczcie robię to, co chcecie i jak chcecie. Wasi przodkowie też jedli ten chleb do sytości i pomarli.> I wtedy Chrystus przechodzi do doświadczenia, z którym chce do nas przyjść „Ja mam chleb, po którym nie będziecie pragnąć„. I zachwyt jest natychmiastowy – nie ma się czemu dziwić – bo pojawiła się nadzieja, by poradzić sobie z tym, z czym sobie nie radzimy. Wtedy pojawia się okrzyk: <Dawaj nam tego chleba!> Jezus na to rzecze – „Ja jestem chlebem.” <Krew moja was napoi.>  A oni… zaczęli szemrać, pyskowali, <kim on jest? Jak śmie?> Czemu na propozycję miłującego Boga, człowiek szuka dziury w całym i szemrze? Bo my chcemy to, czego my chcemy, a nie tego, co Pan Bóg chce. Jakież zdumienie nastąpiło, gdy w czasie tej samej wieczerzy Jezus powiedział, że „jeden z nas mnie zdradzi”. Teraz brzydzimy się nim – Judaszem – a on jest uosobieniem naszego egoizmu, naszego zapatrzenia w siebie, naszego myślenia o sobie i żądania od Boga, by zachował się tak, jak my sobie tego życzymy. To jest Moi Drodzy zdrada! Każdy z nas jest na nią narażony. Kiedyś ktoś opowiadał mi, że miejscowy proboszcz robił wszystko, by Boże Ciało było idealnie przygotowane, by była oprawa muzyczna. Kiedy zaczęła się procesja, jeden z małych ministrantów próbował się do niego przebić, by mu coś powiedzieć, a on zaaferowany organizacją, by wszystko było idealnie odburknął „daj mi spokój, nie teraz”. Mały odważny przedarł się jednak i wykrzyczał: „Ksiądz nie włożył Jezusa do monstrancji.” My, Kochani, możemy ze sobą być, dla siebie być, mówić sobie komplementy, możemy się sobą zachwycać, ale zjeść się nie zjemy. Tak Bóg umiłował świat, że dał swego umiłowanego Syna, którego można nawet zjeść!